środa, 24 września 2014

Przełęcz - Friendship pass

Kolejny poranek, trochę pochmurno, składam namiot i o 8.30 zaczynam wspinać się na przełęcz. Na początku normalne podejście, potem to już scrambling po skałach. Miałem bardzo mało wody na cały dzień, prawie liczyłem każdy łyk, żeby wystarczyło na później. W wyższych partiach śnieg i lód zaczął się topić i po skałach płynęły czasem stróżki wody. Ucieszyłem się bo mogłem w końcu napić się dodatkowych kilka łyków wody. Miałem też nadzieję że nie zatruję się po raz kolejny.
W końcu dotarłem na przełęcz, podszedłem jeszcze kawałek do góry, żeby mieć ładniejsze widoki. Krajobraz który zapiera dech w piersi, z jednej strony głęboki wąwóz, po bokach ośnieżone skaliste szczyty, za mną dolina skąd przyszedłem i wioska Arslanbob.
Po krótkim odpoczynku zacząłem schodzić w dół na drugą stronę.
Po raz już drugi przykry wypadek. Niefortunnie stanąłem na kamieniu, noga mi się osunęła wykręcając kostkę..... Fuck. Usłyszałem tylko przeraźliwy chrzęst, ból , i przez głowę przeleciała myśl: Boże tylko nie złamanie.....
Ból jak cholera, znalazłem pobliski kamień na który mogłem usiąść i zrzucić plecak. Odczekałem chwilę aż ból zelżeje. Poruszałem stopą, spróbowałem stanąć na nodze - chyba nie jest źle, dam rade stanąć , podszedłem kilka kroków...... Chyba mogło być gorzej....
Odetchnąłem, adrenalina opadła, zastanowiłem się gdzie mam iść ? Z powrotem będzie ciężko , ostatnie metry to była wspinaczka ( tak na oko 4, 4+ tylko że na ścianie masz asekurację , nie masz plecaka, i nawet jak zlecisz to tylko 5 metrów a nie kilkadziesiąt ) , potem w dół też niezły kawał, może dalej będzie łagodniej , ale to też 2 dni marszu. Spróbowałem podejść z plecakiem , nie jest źle - dam radę , powędrowałem dalej w dół przełęczy. Całkiem nieźle się szło , przez pierwsze pół godziny. Potem zacząłem odczuwać ból, kostka puchła. Zatrzymałem się i zdjąłem but, o k....... Kostka jak balon, to się nachodziłem po górach, jak to mówią: jak nie urok to sraczka - sraczkę już miałem i to długo, teraz to chyba urok.
Założyłem but , jak sam nie dojdę, to mi nikt nie pomoże, nie mam innego wyjścia.
Teraz droga w dól była trudniejsza , chodzenie z 1,5 noga to nie to samo co z 2 . Jakoś wybierałem łatwiejszą drogę, potem pojawiła się bardziej uczęszczana ścieżka której się już trzymałem.
Kierowałem się do dolinki z jeziorem , to był mój dzisiejszy cel. Ale było coraz ciężej. W końcu pozostało strome zejście, widziałem już jezioro w zasięgu ręki, zejście ok 500 m zajęło mi 1,5 godziny, ze zdrowa nogą zajęło by połowę czasu. Droga w dól dłużyła się, niby to tylko proste zejście, już marzyłem żeby w końcu dojść do widzianych z góry jakichś domków/chatek.
Jezioro Mazar jest często odwiedzane przez turystów i także przez miejscowych - którzy raz do roku składają tu ofiarę: owieczkę , barana .
Po miedzy skałami było wile palenisk- miejsc gdzie spalono ofiarę. Nad samym brzegiem stało kilka prowizorycznych budynków z blachy, drewna , kamieni, patyków i płacht. Zaszedłem na dziedziniec, wyglądało jakby ktoś tu mieszkał , choć nikogo nie było widać. Dopiero po chwili gdy eksplorowałem okolicę wychylił się miejscowy. Nikogo tu się nie spodziewałem . Zapytałem się czy można tu zostać na noc. Przytaknął głową, nie był zbytnio rozmowny. Przyniosłem wodę z jeziora żeby czegoś się napić. Zagotowałem na gazie i zrobiłem płynną kaszkę z musli żeby wlać jak najwięcej w siebie płynu - herbaty nie miałem.
Po jakimś czasie zaczęli pojawiać się pozostali mieszkańcy, było ich razem 6-u. Przygotowali herbatę i jedzenie, zaprosili mnie do wspólnej wieczerzy, opowiedziałem im swoją historię. Potem odstąpili jedne pomieszczenie dla mnie na nocleg. Zapadł wieczór, jezioro wyglądało magicznie w kolorach zachodzącego słońca.
Poszedłem spać, nie wiedziałem w jakim stanie jutro się obudzę, choć dwoje miejscowych obejrzało moja stopę i stwierdziło że będzie OK, kostka nie złamana.
Wierzyłem im, i miałem nadzieję że będzie lepiej.

















https://picasaweb.google.com/110707170585295247140/JedwabnymSzlakiem2014ArslanbobTreking?authuser=0&feat=directlink

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz