sobota, 8 listopada 2014

Powrót

Każda podróż kiedyś się kończy.
Tak samo mój wyjazd do Azji centralnej dobiegł końca.
We wtorek wylądowaliśmy na lotnisku London Luton.
pogoda całkiem niezła jak na warunki londyńskie, słońce , trochę chmurek. Niestety nasz autobus  miał kilka problemów i do Londynu dojechaliśmy z 45 minutowym opóźnieniem.
Dwa miesiące minęły jak z bicza strzelił, zanim się nie obejrzałem już jestem z powrotem w Londynie.
To był miło spędzony czas - przeżyłem kilka przygód, zmagałem się ze swymi słabościami i przeciwnościami losu, odwiedziłem piękne miejsca które na zawsze pozostaną w mej pamięci.
Będę tęsknił , a właściwie to już tęsknie za tamtymi chwilami.
Ostatni miesiąc nic na blogu nie pisałem, z kilku powodów:
Turcja to kraj już bardziej turystyczny, nie było żadnych przygód mrożących krew w żyłach - ale kilka ciekawych historii przeżyliśmy.
Nie oznacza to ze Turcja była nudna - po prostu takie dłuższe wakacje , na które każdy może pojechać ;)
Kolejny powód - to brak czasu , oczywiście jak się chce to się zawsze go znajdzie , no dobra może nazwę to lenistwo ;)
Wstawaliśmy prawie każdego dnia wcześnie rano, w dzień aktywnie zwiedzaliśmy okolicę i dopiero pod wieczór wracaliśmy na nocleg. czasem po prostu byłem zmęczony , a każdy dzień leciał.
Po wynajęciu samochodu często nocowaliśmy na plaży czy w innym dzikim miejscu - więc też był problem z dostępem do netu.
Nie ma co ukrywać że jeśli się jest samemu to chętniej się coś pisze , czy komunikuje ze znajomymi.
jak byliśmy już we dwoje częściej rozmawialiśmy , czy po prostu poświęcaliśmy więcej czasu drugiej osobie , i w ten sposób zostawało mniej chwil na blog.
To chyba główne przyczyny ciszy, ale mam nadzieję uzupełnię braki , odkopie wspomnienia w swej głowie i postaram się coś nowego napisać - tym bardziej że każdego dnia coś  się działo.

Z podróży przywiozłem ponad 22000 plików , ok 220 gigabajtów różnych materiałów : filmy, zdjęcia time lapse, panoramy i HDRy.
Zapisane to miałem na kilkunastu kartach.
Nawet 4 - 32-u gigowe karty dostałem w prezencie odchodząc z pracy .
Podczas pobytu w Turcji miałem problem z jedną kartą , w pewnym momencie po prostu przestała działać . zostawiłem ja na później i zacząłem używać kolejnej. Zająłem się nią po powrocie , i udało mi się odzyskać wszystkie pliki ( przynajmniej tak mi się wydaje ).
Pomocny był opis na stronie Loswiaheros :
 http://www.loswiaheros.pl/recenzje-testy/80-sprzet/727-program-do-odzyskiwania-zdjec-video
za co im dziękuję, jak by ktoś miał problem z kartami to polecam postępować taj jak jest tam opisane - ja  od razu zainstalowałem polecany program ZAR.
Oczywiście w necie jest wiele poradników i stron z informacjami o odzyskiwaniu danych , jednak ich strona zapadła mi w pamięci.

Plecak rozpakowany, naprawiane i czyszczenie sprzętu. miałem kilka strat: pęknięty filtr polaryzacyjny do szerokiego kąta, zarysowany obiektyw, jakieś dziury w namiocie, itp , można by wyliczać , ale na każdym tego typu wyjeździe jest niebezpieczeństwo że coś się może zniszczyć .
Jest impreza - są straty - jak mówi staropolskie przysłowie ;)


Teraz pozostaje mi dojść do siebie , pozbierać wszystko do kupy i planować kolejną podróż ;)




piątek, 10 października 2014

Istambuł - pierwszy kontakt

Istambuł to wielkie miasto jedne z największych w Europie , jak nie największe.
Zamieszkuje go ponad 15 milionów ludzi. Położony na dwóch kontynentach, rozdzielony cieśniną Bosfor.
Po wylądowaniu w Azjatyckiej części Istambułu na lotnisku Sabiha Gokcen, wsiedliśmy w rejsowy autobus, który dowiózł nas pod centrum miasta. Podróż trwała około godziny.
Od razu rzuciło mi się w oczy - że Istambuł to całkiem nowoczesne miasto, całkiem odmienne od tych miejsc które zwiedzałem przez ostatni miesiąc.
Szerokie i równe drogi, masa nowych samochodów, wysokie wieżowce.
Dawno nie widziałem takich widoków, jedynie szare, post rosyjskie, odrapane bloki w Biszkeku.
Wysiedliśmy z Autobusu i prawie od razu trafiliśmy w tłumy zagranicznych turystów.
Plan na dzisiaj to; kupić butlę z gazem, znaleźć transport do Kapadocji, i zorientować się w noclegach jak wrócimy tu za 3 tygodnie.
Skierowaliśmy się na ulice ze sklepami turystycznymi. Kinga zawczasu wynotowała znalezione w internecie adresu sklepów w których można kupić butlę z gazem.
Informację okazały się bardzo przydatne i sprawdzone. Na ulicy Necatibey znaleźliśmy sklep , a właściwie kilka sklepów turystycznych z butlami do systemu Primus 500g za ok 45-48TL. Później okazało się że w okolicy na ulicy Kemeralti jest także kilka innych sklepów turystycznych całkiem dobrze wyposażonych, były też inne butle np, campingas , a także widzieliśmy sprzęt i ubrania polskiego campusa , czy alpinusa.

Gdy już mieliśmy załatwioną jedną sprawę skierowaliśmy się dalej w kierunku poszukania jakiejś informacji turystycznej.
Przeszliśmy mostem Galata przez zatokę złoty róg, przedzielającej europejską część Istambułu na część północną i południową.
Interesującą rzeczą na tym moście są dziesiątki jak nie setki wędkarzy łowiących ryby.
Młodzi i starzy, nawet kobiety. Osoby ubrane w garnitury jak i dresy. Wszystkich ich łączyło to że mieli zestaw wędkarski , czasem jakieś wiaderko czy inny pojemnik. Niektórzy mieli po kilka wędek i spędzali tu długie godziny , inni przyszli na chwilę złowić jakaś rybkę , czy po prostu spotkać się ze znajomymi.
Ciekawy to był widok , gdy z mostu zwisają setki cieniutkich żyłek lśniących w promieniach słońca - wyglądało to jakby wielki pająk oplatał most swoją pajęczyną.
po drugiej stronie mostu musieliśmy przejść podziemnym przejściem dla pieszych pod szeroką ulicą .
Był to niezły kop dla naszych oczu i uszu . Tłum ludzi , turystów jak i miejscowych cisnących się w ciasnym przejściu. Schodziło się po schodkach i można było ujrzeć rzekę ludzi. Po bokach przejścia ustawione były jakieś kramy z świecącymi i wydającymi różne dźwięki zabawkami . Latające samolociki , ptaki , śmiejące się lalki.  Gdzieniegdzie stoiska z zegarkami i innymi drobnymi rzeczami . Dookoła sprzedawcy nawołujący do kupienia ich towarów - istny harmider.
Po drugiej stronie można było odetchnąć już świeżym powietrzem.
Po krótkich poszukiwaniach znaleźliśmy informację turystyczna na dworcu kolejowym Sirkeci - kiedyś to był ostatni przystanek Orient Expresu.
Pan w informacji jakoś nie był specjalnie miły - z łaską pokazał na mapie nam gdzie znajduje się najbliższe biuro turystyczne sprzedające bilety autokarowe. Kilka uliczek od dworca swoją siedzibę ma przewoźnik Kamil Koc. Innych Pan nam nie pokazał - chcieliśmy porównać ceny. Zdecydowaliśmy że nie będziemy już gdzieś chodzić i szukać , tylko pójdziemy do tego zaproponowanego.
Okazało się że ceny nie są jakieś wysokie , a nawet niższe niż znalezione w internecie . Kupiliśmy bilet na 20 , dostaliśmy także namiary na loty balonem .
Zostawiliśmy plecaki - teraz mieliśmy czas wolny, mogliśmy odpocząć, coś zjeść i zorientować się w noclegach.
Pokręciliśmy się po starych uliczkach, gdzieniegdzie zaglądając i pytając o cenę noclegu .Przez przypadek trafiliśmy także pod Hagię Sofię - chociaż tego na początku nie wiedzieliśmy.
Tak  minął nam czas do wieczora. Przed 20 zjawiliśmy się w umówionym miejscu, gdzie czekało jeszcze kilkoro innych turystów na ten sam autobus.
Po jakimś czasie podjechał busik , który wywiózł nas z centrum na właściwy dworzec autobusów dalekobieżnych.
Tam także panował chaos, ruch i ścisk. W rzędach stały autobusy różnych przewoźników z wyświetlonym miejscem docelowym i godziną odjazdu , co jakiś czas kilka odjeżdżało i zaraz ustawiały się kolejne samochody .
Na początku sam nie wiedziałem co się tu dzieje. Dopiero po jakimś czasie ogarnąłem ten chaos i zrozumiałem o co chodzi. Czasem do poczekalni wchodził jakiś człowiek krzyczał nazwę miejscowości do której podstawił się właśnie autobus - wtedy część ludzi ruszała ze swymi tobołami, walizkami , plecakami i pudłami i ładowali się do autokaru.
Na początkowo sprawiał oto wrażenie bałaganu , jednak wszystko to działało całkiem sprawnie - cofające autobusy ledwo się mieściły pomiędzy innymi zaparkowanymi samochodami  - wydawało by się ze zaraz jeden się zderzy z drugim ruszającym , lecz zawsze w odpowiednim momencie pojawiał się jakiś człowiek który pokierował ruchem tak że bez szwanku mogły wyjechać obie maszyny , potem znikał , i przy następnej takiej sytuacji ktoś inny się znajdował pomagając kierowcom.
W końcu przyjechał nasz transport - jednak zaparkował gdzieś dalej i tylko Kinga usłyszała że to nasz , ja stałem na zewnątrz wypatrując go w rzędzie, a on przyjechał gdzieś na pobocze.
Koniec końców siedzieliśmy już w autobusie - jednak przypadło nam miejsce zaraz za środkowym wejściem gdzie przed naszym fotelem był lodówka i szafka z napojami - co trochę ograniczało nam wyciągniecie nóg - trudno jakoś to przeżyjemy 10 godzin.
Autobus całkiem nowoczesny - wygodne siedzenia- przed każdym fotelem mały monitorek wbudowany w oparcie - można było obejrzeć jakiś film, posłuchać muzyki itp .
Teoretycznie każdy z przewoźników się chwali że ma Wi-Fi na pokładzie, jechaliśmy 2 takimi autobusami, Wi-Fi faktycznie było ale i tak nie można było się połączyć z internetem ...
Po drodze mieliśmy 3 przystanki żeby rozprostować nogi, czy skorzystać z toalety.
Droga minęła w miarę szybko , dałem rade się przespać.
I w miejscu docelowym rozpoczynał się kolejny etap mojej podróży.























 https://picasaweb.google.com/110707170585295247140/JedwabnymSzlakiem2014ZKirgistanuDoTurcji?authuser=0&authkey=Gv1sRgCMa44eWewLHQjAE&feat=directlink

czwartek, 9 października 2014

Z Kirgistanu do Turcji

No i niestety, a może stety ruszyłem dalej w drogę. Opuściłem malowniczy Kirgistan, wsiadłem w samolot w Biszkeku i po 5,5 godzinach lotu wylądowałem w Istambule.
Lot trochę się dłużył. Po nocy spędzonej na lotniskowych ławkach zdrzemnąłem się zaraz po starcie. Obudziłem się jakoś po dwóch godzinach gdy byliśmy nad morzem Aralskim. Morzem albo jego pozostałościami - bo jak wiadomo z wielkiego morza pozostało niewiele. Nie będę kłamał ile wyschło w ciągu kilkudziesięciu ostatnich lat, ale wujek google może Ci pomóc.
A więc nad horyzontem coś czerwieniało, ziemia pod nami była jeszcze nie oświetlona, obudziłem się i na monitorze zobaczyłem że właśnie nadlatujemy nad morze Aralskie. To moje kolejne marzenie , więc chciałem zobaczyć jak wygląda z góry.
Pod nami rozciągały się różnokolorowe pola i wstęgi piasków. Po chwili nadlecieliśmy nad pozostałości morza , niestety morze było kiedyś teraz było widać prawie jeden brzeg z drugiego. W ciemnościach niestety nie mogłem dostrzec szczegółów.
Nie dałem rady już usnąć i obserwowałem ziemię pod nami. Potem morze Kaspijskie, dalej nadlecieliśmy nad Kaukaz który z utęsknieniem wypatrywałem.
Po prawej stronie pojawiły się pierwsze szczyty wynurzające się z chmur, potem kolejne wyższe partie Kaukaskich szczytów. Słońce już częściowo oświetlało wierzchołki gór - od razu przypomniała mi się wspinaczka na Kazbek w 2011r.
Niedługo potem pojawiły się także inne szczyty - między innymi to był Kazbek także - wystający ponad inne wierzchołki.
Dalej pod skrzydłem wyłonił się Elbrus ze swoimi charakterystycznymi dwoma wierzchołkami. Choć byliśmy już od niego dość daleko to jednak robił wrażenie, i widać było że jest najwyższą górą Kaukazu. Widziałem go w okienku samolotu jeszcze przez długi czas nawet gdy lecieliśmy już nad morzem czarnym.
Niedługo potem byliśmy już nad Istambułem i samolot przygotowywał się do lądowania krążąc nad poszarpanym brzegiem morza.
Lądowanie bez emocji, potem długa kolejka do kontroli paszportowej.
Stojąc w kolejce ujrzałem Kingę machającą do mnie zza kiosków celników.
Kontrola potrwała jeszcze kilkanaście minut, po czym w końcu przeszedłem bramki i mogłem w końcu zobaczyć się od ponad miesiąca z Kingą. Niby miesiąc, a tak się czułem jakby to było kilka dni
- Czas za szybko leciał. Posiedzieliśmy jeszcze chwilę, przepakowaliśmy plecaki zjedliśmy przywiezione smakołyki z Kirgistanu, i pora było wyruszać już na Turecką ziemię.

Morze Aralskie - a raczej to co z morza zostało


Karakuduk złoża naftowe
Góry Kaukazu


Kazbek

Elbrus



 https://picasaweb.google.com/110707170585295247140/JedwabnymSzlakiem2014ZKirgistanuDoTurcji?authuser=0&authkey=Gv1sRgCMa44eWewLHQjAE&feat=directlink

poniedziałek, 6 października 2014

Dogorywanie

Ależ mi smutno wyjeżdżać z tego miejsca, nawet niebo płacze nad Biszkekiem. Snuje się cały dzień po ulicach , próbuje złapać ostatki tego kraju. Pokręciłem się po bazarze, zaglądałem w różne zakamarki.
Przeszedłem się ulicami Kirgiskiej stolicy, ostatni raz próbowałem lepjoszek, samsy, marożenojich, i innych specjałów, ale ile można się najeść podczas kilku godzin, nie zjesz na zapas. Nie można na zapas napatrzyć się na ludzi na ulicy, i nawdychać świeżego górskiego powietrza.
Niestety.
Pozostaje niedosyt gór, przyjaznych ludzi.
Przypominam sobie jazdę marszrutkami - to była przygoda , gdy się jechało zatłoczonym vanem razem z miejscowymi. Czasem wieźli ze sobą kosze owoców, czasem kury, zawsze mieli jakieś tobołki. Kilka razy siedziałem na swym plecaku w przejściu , czasem klęczałem przy przednich drzwiach zajadając się ciepła ljepjoszką złapaną w biegu podczas przesiadki z jednego busa do drugiego.
Obrazy za oknem śmigały i zmieniały się jak w kalejdoskopie. Raz kolorowe góry, potem pola bawełny, przy drodze stragany z warzywami. Co raz mijaliśmy stada owiec, koni, krów czy kóz nieśpiesznie popędzane przez pastuszków na koniach czy osiołkach.
Krowa przechodząca jezdnię - nic nadzwyczajnego.
Obrazy jak z bajki - tu świat zatrzymał się wiele lat temu. Chyba nigdzie takich szukać w europie - może w Macedonii .
Przypominam sobie ludzi których spotykałem po drodze - zawsze mili, pomocni, czasem sami oferowali swą pomoc, częstowali ciastkami, owocami.
Będę tęsknił do tego , i do wielu innych rzeczy które przeżyłem , a które umknęły mi z głowy w tym momencie.
Siedzę już na lotnisku manas - rozpoczyna się kolejny etap podróży, czy także będzie tak ekscytujący jak pierwszy ?







 https://picasaweb.google.com/110707170585295247140/JedwabnymSzlakiem2014BiszkekPowrot?authuser=0&feat=directlink

niedziela, 5 października 2014

Ostatnie dni w Kirgistanie

Ostatnie dwa dni w Kirgistanie przypadły znów na Biszkek.
 Po przyjeździe do miasta wzięliśmy hotel za 50 dolarów, przy trzech osobach nie wyszło aż tak drogo, a komfort nieporównywalny.
Jeden dzień spędziliśmy zwiedzając postsocjalistyczne pomniki: Lenina, Marksa, Engelsa, i żołnierzy sowieckich. Chwilę pokręciliśmy się po bazarze zajadając się regionalnymi sałatkami. Wieczorem Jarek i grażdanka pojechali na lotnisko - dla nich to był ostatni dzień podróży, dla mnie został jeszcze jeden dzień w Kirgistanie, a dalej kolejny kraj, kolejne przygody.
Już za dwa dni lecę do Turcji - kolejny przystanek podczas mojej podróży.
Dziś nocleg w skromniejszych warunkach Biszkek Guesthouse - skromne mieszkanie za 390 somów - czyli 4,5f. Do wyboru większy pokój z innymi podróżnymi, lub pojedynczy - za większą cenę.
Był tylko jeden turysta z Polski - porozmawialiśmy trochę, i kolejny dzień zakończony.





























 https://picasaweb.google.com/110707170585295247140/JedwabnymSzlakiem2014BiszkekPowrot?authuser=0&feat=directlink