czwartek, 17 grudnia 2015

Żegnaj Tybecie, witajcie Indie

Cały dzień poświęciliśmy na przejazd z Lumbini do Varanasi. Na początku trzeba było się wydostać z Lumbini. Złapaliśmy szkolny autobus, na początku kierowca sobie życzył 500 rupi, ale potem zgodził się nas zabrać, po drodze zaczęło się dostawać więcej dzieciaków, i nawiązała się przyjemna rozmowa z młodzieżą. Pod koniec chłopaki nawet zabronili kierowcy brać jakichkolwiek pieniędzy od nas. Tak więc dojechaliśmy za free. Potem miejscowy autobus za 20 rupi do granicy.
Pożegnanie z Nepalem, ostatnie zakupy,  pieczątki na granicy i witajcie Indie.
Bałagan, brud, śmiecie, hałas, ścisk. Jakoś nie zrobiło na mnie to wrażenia,  tak jakbym już tu kiedyś był. Co prawda Katmandu podobnie wyglądało.
Po stronie indyjskiej wzięliśmy autobus do Gorakhpur za 90 rupi, czyli 90 pęsów. 4 godziny w zatłoczonym autobusie. Wieczorem o 19 byliśmy na miejscu.
Z informacji wiedzieliśmy że jest jeden nocny pociąg do Varanasi odjeżdżający o 20.45. Nie było już jednak biletów sypialniach, jedynie zwykłe. Na stacji Pan z obsługi przeprowadził mnie na początek kolejki żebym bez problemu kupił bilety. Widać czasem lepiej traktują turystów. Bilet kosztował 170 rupi, 1,70 funta. Za prawie 300 km, 6 godzin drogi. Jedynie się obawiałem jechać razem z miejscowymi w klasie 2. Nie wiedzieliśmy czego się spodziewać, czy dzikiego tłumu i stania w pociągu przez 6 godzin, czy siedzenia na podłodze razem ze szczurami.
Pół godziny przed dojazdem pociąg został postawiony, oczywiście nie udało nam się wejść jako pierwsi,  bo nawet nie wiedziałem czy to nasz pociąg, ale jednak udało nam się znaleźć normalne siedzące miejsca, nie było nawet ciasno. Jedynie miejscowi się dziwnie patrzyli, że biali jadą razem z nimi, ale nie było to jakoś natarczywe, czuliśmy się nawet bezpieczni. Potwierdzili, że to pociąg do Varanasi, a przed stacją końcowa także dali znać że mamy wysiadać. Także całe szczęście nasze obawy były niepotrzebne.
Na miejscu także podszedł do nas starszy pan, przywitał w Varanasi, powiedział ile kosztuje moto riksza, zaproponował hotel za taką cenę do jakiej chcemy, i pojechał razem z nami, wszystko to nie było jakieś natarczywe. Mieliśmy wrażenie, że w końcu niektórzy się uczą i wiedzą jak należy podchodzić do turystów.
Mieliśmy pokój z wi-fi i ciepła woda za 500 rupi, ale utargowaliśmy do 400.
W końcu po miesiącu czasu mogliśmy się wykąpać w gorącej wodzie.
Byliśmy na miejscu przed 6 rano, zdrzemnąłem się chwilę, żeby wstać na wschód słońca. Po czym znów poszedłem spać. 









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz