sobota, 5 grudnia 2015

Ostatnie dni w Himalajach.

14 dzień.
Słoneczny poranek. Przesiedzieliśmy pół dnia grzejąc się w słońcu.
O 12 ruszyliśmy ścieżką prowadząca po zboczu w kierunku Tengboche. Droga nie była długa,  ale malownicza. Znów prowadziła wzdłuż głębokiego kanionu. Po drodze mijaliśmy kolorowe bramy, białe stupy.
Musieliśmy przejść przez rzekę po nowym moście. Stary został zniszczony kilka miesięcy temu podczas trzęsienia ziemi. Poskręcana rama zwisała z wysokiego przyczółka.
Dalej droga prowadziła przez las z drzewami i porostami jak z filmu władca pierścieni.
Po południu dotarliśmy do Tengboche, miejscowości z klasztorem mnichów buddyjskich.
Klasztor stoi na niewielkim wzniesieniu. Dookoła zabudowa gospodarcza, kilka noclegów,  z widokiem na oddalone szczyty 8-o tysięczników.


































15 dzień.
Z rana poszliśmy do klasztoru na poranne modlitwy.
Mnisi siedzieli na drewnianych ławkach mruczeli coś pod nosem, czasem trąbili w trąby,  uderzali w bęben i metalowe talerze. Wszystkie śpiewy w rytm bębna. 
Potem znów droga w dół do Namche Bazar.

















https://picasaweb.google.com/110707170585295247140/Nepal2015TengbocheNamcheBazar?authuser=0&feat=directlink

 Kolejne dwa dni nam zajęło zejście do Lukli.
Na miejscu okazało się, że ceny biletów podskoczyły w górę , jednak udało nam się wynegocjować cenę jak poprzednim razem, 165 dolarów.
Mieliśmy kupione bilety na następny dzień, niestety cały dzień był pochmórny , nie latały żadne samoloty , musieliśmy siedzieć dodatkowy dzień w Lukli.


















 https://picasaweb.google.com/110707170585295247140/Nepal2015NamcheBazarLukla?authuser=0&feat=directlink

Poranek przyniósł polepszenie pogody, z samego rana udaliśmy sie na lotnisko w oczekiwaniu na samolot.
Wylot z przygodami, czekaliśmy około 3 godzin na nasz samolot. Wszystkie linie lądowały bez problemu, nasz samolot miał jakies problemy i przyleciał dopiero około 10 .
W końcu mogliśmy wrócić do Kathmandu.

Start i lot był tak samo excytujący jak poprzedni.
Nasz samolot stanął na początku pasa startowego, moc silników na max , trzęsło całym kadłubem, w końcu pilot puścił hamulce i samolot potoczył się w dół krótkiego pasa startowego.
Kilka razy zatrzęsło i już unosiliśmy się w powietrzu.
Szczyty górskie powoli odpływały w dal, pojawiły się w dole małe wioski, osady i kręte drogi na zboczach górskich.
Pół godziny i znów dotknęliśmy stopami ziemi.
Byliśmy znów w Kathmandu.






https://picasaweb.google.com/110707170585295247140/Nepal2015Lukla?authuser=0&feat=directlink


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz