sobota, 4 października 2014

Issyk Kul

Droga z Osz przez Biszkek zajęła nam pół dnia, a właściwie cały dzień, wyjechaliśmy z Osz dość późno, około 11. Na początku jechaliśmy znanymi mi już drogami na północ Kirgistanu. Potem zaczęliśmy się wspinać wyżej po krętych górskich drogach. Widoki były niesamowite na sztuczne jezioro wzdłuż drogi. Różnokolorowe zbocza górskie i błękitna woda jeziora.
Kierowca - tankista szybko prowadził samochód po krętej górskiej drodze . Na zakrętach często piszczały opony. Grażdanka musiała co raz pociągać z flaszki Siemaszkówki, żeby nie dostać choroby lokomocyjnej. Zaczęło robić się ciemno a my przejechaliśmy zaledwie pół drogi. Samochód wspinał się na kolejną przełęcz, widoki na pewno były piękne , jednak było już za ciemno żeby cokolwiek zobaczyć. W ciemnościach jedynie można było dostrzec świetlistego węża wspinającego się po zakolach drogi. Światła samochodów; białe i czerwone powoli poruszały się po krętej drodze, szkoda że nie mieliśmy czasu się zatrzymać bu zrobić kilka nocnych zdjęć.
Około 11 dotarliśmy do Biszkeku, znaleźliśmy ustronne miejsce w pobliskim parku i położyliśmy się spać, ja nawet nie rozbijałem namiotu, jedynie mata i śpiwór. Było ciepło i nie padało.
Poranek - ciężko było wstawać z pięciogwiazdkowego hotelu. Mieliśmy niedaleko do bazaru. Z chęcią zagłębiłem się między stragany z warzywami, owocami i innymi ciekawymi stoiskami. Każda z pań sprzedawczyń jak zawsze pytała się skąd jestem i dlaczego sam podróżuję. Udało mi się posmakować miejscowych przysmaków, po czym wróciłem do kawiarni w której czekała reszta ekipy.










 https://picasaweb.google.com/110707170585295247140/JedwabnymSzlakiem2014OshBiszkek?authuser=0&feat=directlink

Teraz musieliśmy znaleźć transport dalej na wschód - nad jezioro Issyk Kul. Po krótkich negocjacjach znaleźliśmy samochód i już mknęliśmy na wschód, po drodze zatrzymując się na posiłek. Na miejsce do Cholpon Ata dojechaliśmy po południu. Znalazłem jakiś nocleg po czym poszedłem nad jezioro. Sławne wielkie jezioro Kirgistanu na wysokości 1600 m- drugie tak wielkie górskie jezioro po jeziorze Titicaca. Mimo że już była jesienna pora woda nie była jakoś zimna. Na kamienistej plaży rozebrałem się i powoli zanurzyłem się w chłodną i czystą toń jeziora. Nie po chlupałem się długo. Chcieliśmy jeszcze zobaczyć dziś petroglify czyli rysunki naskalne.
Poszliśmy drogą za miasteczko. Za niewielkim ogrodzeniem leżało setki głazów, na niektórych z nich były " wyryte " różne rysunki kóz, sceny polowań i inne sytuacje które wydarzyły się kilka tysięcy lat temu. Część rysunków była ledwo rozpoznawalna tak że po dokładnym przyjrzeniu można było cokolwiek dostrzec.
Dzień zakończyliśmy w bani czyli w saunie, pierwszy raz byłem w temperaturze bliskiej 100 stopni. Kilka razy chodziłem się ochłodzić w basenie z zimną wodą - to było miłe doświadczenie, po tym spałem jak zabity.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz