poniedziałek, 30 listopada 2015

Cho La Pass.

10 dzień trekingu.
Z Dragnag do Dzonghli, przez przełęcz Cho La Pass. 5360m. 660 metrów w górę, potem zejście do 4830m. Podejście pod przełęcz wydawało się długie, ale najbardziej męczący był odcinek pod samą ścianą, 300 metrów podejścia po kamieniach i piargach.
Ok 11 byłem już na przełęczy,  lecz musiałem poczekać na Tomka i Monikę. Zejście z drugiej strony było łatwiejsze. Najpierw przejście przez lodowiec, potem ostre zejście po głazach, a na koniec łagodną ścieżką do Lodgeu.
W dzień świeci słońce, jednak temperatura jest poniżej zera. Na wysokości 5000 m, leżą płaty śniegu, strumienie są częściowo zamarznięte.
Poranek każdy prawie taki sam: w toalecie zamarznięta woda w beczce, trzeba przebić lód, żeby dostać się do wody. Szybkie obmycie twarzy w lodowatej wodzie,  jeśli w ogóle jest w stanie ciekłym. Śniadanie, dość drogo,  bo na taką wysokość szerpowie muszą wszystko wnieść na plecach. Koszt posiłku to ok 400-600 rupi 4-6 dolarów,  a na to składa się skromny posiłek. Jakiś test z serem na śniadanie,  owsianka, czy chleb tybetański z dżemem. Obiad może być ryż z warzywami, czasem z mięsem, makaron, Hash Brown - ziemniaczany placek, pierożki Mo Mo, albo pieróg spring roll. Można też zamówić pizze czy inne europejskie potrawy, ale to lepiej zostawić na powrót do cywilizacji.
 

























11 dzień, łatwe przejście z Dzonglha do Lobuche. Około. 4 godzin. Po drodze widoki na Ama Dablam, Nuptse i inne szczyty. Weszliśmy na szlak do Everest Base Camp. Pojawiło się więcej turystów na szlaku. Osada Lobuche to typowe skupisko hoteli i lodgów dla turystów. Nie ciekawe wrażenie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz