czwartek, 26 listopada 2015

W górę.

Wieczór w cichym lodge'u w głębokiej dolinie.
Zaszło słońce, księżyc wychylił się z poza gór. Na dnie szumi wartki potok toczący wody z pobliskich lodowców.
W powietrzu roznosi się zapach dymu drzewnego. Palone drewno w małych piecykach ustawionych na środku, ogrzewa niskie wnętrza pomieszczeń.
Małe pokoiki 2 u osobowe z drewnianymi pryczami. Za oknem kilka 6-o tysięczników oświetlonych zachodzących słońcem.
Mało turystów, jedynie australijska rodzinka z przewodnikiem i porterami.
Dziś wyszliśmy w trasę o 9.30 początkowo łagodnie podchodziliśmy w górę. Droga prowadziła zboczem głębokiej doliny. Z czasem coraz więcej ośnieżonych szczytów zaczęło ukazywać się naszym oczom. Później ostre podejście 400 metrów w górę wąską ścieżką. Na wysokości 3900 miejsce z kilkoma knajpki i ładnym widokiem na otaczające góry.
Zatrzymujemy się tam na obiad. Zamawiamy 3 różne potrawy: ryż z warzywami, pierożki momo, i Hash Brown - nepalska potrawa z ziemniaków i przypraw uformowana w kształcie placka.
Próbujemy także herbaty masala - ziołowa herbata z mlekiem.
Właściciel częstuje nas też regionalnym napojem z ryżu. Takie niby piwo ryżowe.
Ok 15 schodzimy w dół do naszego noclegu Portse Tenga na 3680m.
Jutro znów podejście na 4000m.
5 dzień trekingu z Phortse Tenga do Luzy na 4390m.
Po drodze coraz więcej białych szczytów. Ścieżka trawersuje zbocze, czasem prowadzi przez gesty las,  czuję się czasem jak w lesie tropikalnym - długie porosty zwisają z drzew. Jedynie zamarznięte wodospady przypominają że to nie tropik, a Himalaje 4000 m.
W cieniu leżą płaty śniegu, strumienie i kamienie pokrywa warstwa lodu. Użycie się w takich warunkach to niezłe wyzwanie.
W połowie drogi na postoju spotkała mnie przykra niespodzianka. Zaszliśmy na obiad do restauracji, zostawiłem kijki na zewnątrz, gdy mieliśmy ruszać okazało się że gdzieś zniknęły.  Ktoś coś widział jak jakaś miejscowa kobieta pytała się o nie,  ale ciężko było z nimi się dogadać, kijków nie znaleźliśmy, poszliśmy dalej. Trudno,  może komuś się przydadzą. Już 3 para stracona.
Dalsza droga była trochę łatwiejsza. Było bardziej płasko,  choć część drogi była już w cieniu.
Do Luzy zaszliśmy przed 16 był otwarty tylko jeden nocleg, mało już turystów chodziło tą trasą. Pokoje za 200 rupi. Jedzenie nieco droższe niż na dole,  mięsa już brak.
Pokoiki skromne zresztą takie jak wszędzie.
Nocleg na trasach w Nepalu wygląda podobnie. Kamienne czasem drewniane domki, często zbudowane na szybko z dykty, blachy. Pokoiki są oddzielone dyktą. Zazwyczaj dwie prycze w środku, Czasem są dostępne jedynki. Toaleta w środku, czasem na zewnątrz. Brak bieżącej wody. Jedynie woda ze strumieni doprowadzana jest za pomocą plastikowych węży. Jest tak lodówka że ciężko umyć nawet ręce. Dostępny jest ciepły prysznic za dodatkową opłatą. 300-500 rupi.
Pokoiki nie są ogrzewane, ale w wyposażeniu znajduje się dodatkowy ciepły koc.
Jadalnia obok kuchni. Na środku stoi piecyk typu koza często opalany suchym łajnem jaków.
W dzień gdy świeci słońce jest bardzo ciepło, wnętrze ogrzewają promienie słoneczne wpadajcie przez duże okna. Ok 16 słońce chowa się za łańcuchy gór. Wtedy rozpalają w piecyku.
W takim Lodgeu zbytnio nie ma co robić, po kolacji można wypić trochę herbaty, porozmawiać,  i zazwyczaj ok 19-20 większość ludzi idzie spać.
Dziś, 6 tego dnia trekingu mieliśmy krótki odcinek. Ok 3 km, 100 m w gore na ok 4450 m.  Jeden otwarty nocleg,  dookoła piękne widoki wysokich gór. W dolinie z kąd idziemy zbierają się gęste chmury. W dzień nad szczytami tworzą się chmury soczewkowate, szybko zmieniając kształty.
Po przyjściu do Lodgeu popołudnie spędzamy na odpoczynku, drzemce. 



































2 komentarze:

  1. No Marcin Ty nie tylko zdjecia umiesz robic ale Ty I pisac interesujaco potrafisz.

    OdpowiedzUsuń
  2. Super Prosiaczek. Przyjemnie sie czyta i oglada. Wspaniala wyprawa. Powodzenia

    OdpowiedzUsuń